Od ponad roku marzyliśmy, żeby odwiedzić to miejsce i wreszcie się udało! Jedziemy do Darvazy!
A właściwie do miejsca, gdzie kiedyś była Darvaza – mała wioska w środku pustyni Karakum. Kiedyś prezydent Nijzow przejeżdżał tędy i odwiedził wioskę. Bardzo mu się nie spodobała – takie brzydkie, szare i biedne chałupy. Na jego rozkaz wioskę zrównano z ziemią a ludzi wyrzucono na bruk. Od tej pory Darvaza zniknęła z mapy Turkmenistanu. Jednak największa atrakcja tego miejsca pozostała. Jest to spory krater w ziemi, który płonie od ponad 50 lat! Płomienie wydobywające się z „dziury” naprawdę wyglądają jak wrota piekielne. W nocy jest to niesamowity widok. Wspaniale wygląda nie tylko sam krater, ale też pobliskie wydmy oświetlone blaskiem ognia. Wydaje mi się, że to najwspanialsze i najdziwniejsze miejsce, jakie w życiu widziałam. Nie do opisania słowami – obejrzyjcie zdjęcia. Z krateru Rosjanie wydobywali gaz. Coś jednak poszło nie tak i doszło do ogromnego wycieku na skalę katastrofy ekologicznej. Zwierzęta, które znajdowały się w pobliżu ulatniającego się gazu zdychały. Trzeba było temu zaradzić. Jak? Wystarczy ulatniający się gaz podpalić – nie będzie wtedy zatruwał okolicy. Rozwiązanie genialne w swojej prostocie. Jak pomyśleli tak zrobili i w ten sposób dziura płonie już ponad 40 lat, a Turkmenistan zyskał największą atrakcję turystyczną. Nikt nie wie, kiedy złoża gazu się skończą i płomienie znikną.
Krater znajduje się ok 300 km na północ od Aszgabadu. Jedziemy oczywiście nielegalnie. Julica i Trina wykupiły wycieczkę (terenowe auto z kierowcą i przewodnikiem + nocleg w namiocie na pustyni) i zabierają nas na „przyczepkę”. Ich agencja nie jest zadowolona. Antonina, która czuwa nad dziewczynami kreci nosem i marudzi, że nie ma miejsca w samochodzie, że nie ma dla nas sprzętu kempingowego i takie tam. Julica jednak twardo nas broni – twierdzi, że zapłaciła za cały samochód, więc może decydować kto pojedzie, że mamy własny sprzęt. W końcu staje na tym, że możemy jechać, ale musimy zapłacić dodatkowo 30 dolarów. Dla nas to świetna okazja, bo wycieczki tego typu są dużo droższe, no i bez paszportów normalnie byśmy tak daleko nie ujechali. Wszystko na szczęście się udaje. Zaopatrujemy się w prowiant (min Turkmenistan Vodka – 5 zł za pół litra, ale są też tańsze gatunki) i ruszamy w drogę. Po drodze łapiemy gumę – opona pęka z powodu zbyt wysokiej temperatury jaka panuje na pustyni. Kierowca jednak ma zapas i sprawnie zmienia koło. Biwak na pustyni jest bardzo fajny. Jemy kolację, pijemy wódeczkę, gadamy. Wieczorem szalejemy przy kraterze.
Następnego ranka dziewczyny ruszają dalej na północ – do granicy z Uzbekistanem. My natomiast wracamy stopem do Aszgabadu. Spotykamy po drodze przemiłych ludzi. Chyba jednak zmienimy zdanie co do Turkmenistanu – nie jest tu tak źle. Robotnicy, którzy pracują na pobliskiej budowie w środku niczego (stawiają wiadukt nad torami kolejowymi) postanawiają nam pomóc w znalezieniu transportu. Zatrzymują 50-letnia, rozklekotaną ciężarówkę. Kierowca, młody Uzbek zgadza się nas zabrać do Aszgabadu. Mkniemy z prędkością 60 km/h. Co 20 km się zatrzymujemy – ciągle coś się psuje w naszej maszynie. Ostatnia awaria przytrafia się tuż przy posterunku kontrolnym tuż pod Aszgabadem. Husejn grzebie pod maską z pół godziny. W tym czasie żołnierze (czy też policjanci) łażą wokół auta, przyglądają się nam. Jeśli nas będą chcieli wylegitymować – mamy przechlapane. Najwyraźniej nie mają ochoty się zbytnio wysilać i nie przejmują się dwójką innostrańców. Po usunięciu usterki bez przeszkód docieramy do Aszgabadu.
Bilans naszego prywatnego „meczu” z agencją przedstawia się następująco:
0:1 – dla agencji, bo skasowali nas 20 USD za odbiór z granicy, mimo, że nikogo od nich tam nie było 0:2 – zawożą nas do drogiego hotelu 0:3 – zabierają nam paszporty 1:3 – przenoszą nas do tańszego hotelu 2:3 – wymykamy się „strażnikowi” i jedziemy do podziemnego jeziora 2:4 – nasze usiłowania odzyskania paszportów nie powiodły się 3:4 – jedziemy do Darvazy
Jak na razie nieznacznie przegrywamy w tym starciu, chociaż ja jestem zdania, że numer z Darvazą to był wspaniały gol! Wymykaliśmy się z hotelu (z dużym plecakiem i namiotem) jak rasowi szpiedzy 🙂